Przede wszystkim zaznaczam, że nie zamierzałam wracać do tego więcej. Mój poprzedni post miał być ostatnim na ten temat. Po jego opublikowaniu kilka osób zapytało mnie, o co właściwie chodzi. W podobnym tonie utrzymany jest co najmniej jeden komentarz. Dlatego postanowiłam dopisać to dodatkowe wyjaśnienie.
Przez długi czas była między nami wszystkimi pełna zgoda. Chodziliśmy wspólnie potańczyć, nawet wtedy, gdy milonga była oficjalnie odwołana. Mniej więcej we wrześniu lub październiku doszliśmy wspólnie do wniosku, że co prawda w Cafe6 właścicielka jest dla nas przemiła, ale lokal ma pewne wady. Zaczęły się chłody. Kliencie zaczęli przesiadywać wewnątrz lokalu, zamiast w ogródku piwnym. Z powodu akustyki lokalu, gdy rozmawia w nim wiele osób, muzyki prawie nie słychać. Poza tym miejsca do tańczenia jest tam trochę mało. Dlatego umówiliśmy się, że będziemy się rozglądać za innym miejscem do tańczenia.
Ula wkrótce powiedziała nam, że znalazła fajną knajpę Pod Sceną. Jej zdaniem ten lokal znacznie lepiej nadaje się na milongi. Nie była tylko pewna, czy podłoga jest tam wystarczająco dobra do tańczenia. Umówiliśmy się, że pójdziemy go wspólnie przetestować. Spotkaliśmy się tam któregoś popołudnia. Zatańczyliśmy na próbę kilka tang. Gdy stamtąd wychodziłam, było dla mnie oczywiste, że zgodnie z umową omówimy to na najbliższej milondze w Cafe6 i wtedy wspólnie podejmiemy jakieś decyzje. Dwa dni później dowiedziałam się, że wszystkie milongi zostały przeniesione z Cafe6 do Pod Sceną, również te zapowiedziane wcześniej w Cafe6 (potem ktoś podjął decyzję, że jednak kilka milong będzie w Cafe6).
Nie wiem na pewno kto podjął taką decyzję (o natychmiastowym przeniesieniu milong do Pod Sceną), ale mam mocne podstawy sądzić, że była to decyzja Uli, poparta przez Leszka. Zabolało mnie, w jaki sposób zostało to załatwione. Umówiliśmy się przecież, że przedyskutujemy to w Cafe6, a tymczasem decyzja została podjęta za moimi (i nie tylko moimi) plecami.
Całe nasze umawianie się zostało zignorowane. Zostałam potraktowana jak gówniara, z którą można się umówić, a potem nie dotrzymać umowy. Mniejsza o mnie. To tylko moje osobiste emocje. Za to faktem jest, że Tomek wcześniej ogłosił milongi na listopad w Cafe6. Umówił się z właścicielką tej kawiarni, a ona ogłosiła to na swoich stronach internetowych. Było to również ogłoszone w co najmniej jednym portalu internetowym. Po tym wszystkim ot tak, z dnia na dzień wszystkie te ustalenia i ogłoszenia zostały zignorowane i milongi przeniesiono do Pod Sceną.
Nie mam nic przeciwko poszukiwaniu lepszych miejsc do tańczenia. Uważałam, że należy to zrobić, ale ostrożnie. Na początek w zupełności wystarczyłoby, gdyby były tam na przykład dwie milongi w miesiącu. Gdybyśmy się przekonali, że faktycznie jest tam lepiej, można było w kolejnych miesiącach coraz więcej (lub nawet wszystkie) milongi urządzać w tym nowym miejscu.
Uważam, że zachowaliśmy się jak gówniarze z piaskownicy. Bez uprzedzenia, wbrew wcześniejszej umowie, zabraliśmy swoje zabawki z Cafe6 do innej piaskownicy. Zupełnie mnie nie przekonują tłumaczenia, że pani w Cafe6 przyjęła to z pełnym zrozumieniem. A co miała na to powiedzieć? Była dla nas zawsze bardzo życzliwa. Udostępniła nam kawiarnię w jeden z najlepszych wieczorów (piątki), a my wystawiliśmy ją do wiatru. To nie jest fair play.
Miałam odwagę powiedzieć Uli i Leszkowi prosto w oczy, że mi się to wszystko nie podoba. Nie podoba mi się to, że wbrew umowie ktoś postanowił olać resztę naszej grupy i metodą faktów dokonanych zmienić miejsce milong. Nie podoba mi się również to, że takim postępowaniem wystawiliśmy do wiatru właścicielkę Cafe6.
Od tego momentu stałam się wrogiem Leszka i Uli. Zachowałam się w sposób niewybaczalny! Jak taka gówniara śmiała im prosto w oczy zarzucić, że coś źle zrobili!
Resztę znacie z poprzedniego listu. Wystarczył jakikolwiek pretekst, żeby oskarżyć mnie o wszelkie możliwe zło tego świata. A wystarczyłoby powiedzieć, że tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Chcieliśmy dobrze. Jeżeli coś wyszło niezręcznie – przepraszamy. Nie byłoby sprawy.
Małgorzata Skoczylas