poniedziałek, 21 grudnia 2009

Tangowy kodeks drogowy

Uczę się tańczyć tango od pewnego czasu. Był taki okres, gdy zastanawiałem się, czy tango w Bielsku w ogóle przetrwa. Pamiętam milongi, na których byłem tylko ja i osiem pań. Pamiętam pierwszą wigilię tangową. Ile tam było osób? Wydaje mi się, że jakieś 6-7 par, w tym w miarę regularnie tańczących chyba  nie więcej niż połowa. Na pewno co najmniej kilka jeszcze osób z naszego grona ma podobne wspomnienia.

Słyszałem, że w tym roku nastąpił przełom i na kursy tanga zapisuje się coraz więcej osób. Jako stały bywalec milong raczej tego nie zauważyłem — na milongach ciągle spotykamy te same osoby. Jedynie od czasu do czasu pojawi się ktoś nowy. Dlatego zaskoczył mnie ten tłum podczas tegorocznej wigilii tangowej.

Oczywiście jest to tylko kwestia czasu, gdy coraz więcej osób spośród nowych miłośników tanga zacznie przychodzić również na milongi. Z jednej strony cieszę się, że tylu ludzi dzieli ze mną tę samą pasję. Z drugiej strony jestem trochę przerażony. Już teraz, przy obecnej liczbie tańczących, bywa ono często mocno utrudnione. Zamiast skupić się na tańcu i czerpaniu z tego maksymalnej satysfakcji, muszę cały czas uważać, żeby nie wpaść na inną parę. Jeżeli zacznie tańczyć więcej par, to obawiam się, że tańczenie stanie się niemożliwe. Będziemy chyba musieć powołać jakiś komitet kolejkowy, który będzie przyjmować zapisy na wejście na parkiet. ;-)

Rozwój tanga przypomina trochę rozwój motoryzacji. Kiedyś, gdy samochód był wielką rzadkością, każdy jeździł jak sobie chciał. Wraz ze wzrostem liczby samochodów okazało się, że bez ustalenia reguł nie da się w ogóle poruszać po drogach. Podobnie jest z tańczeniem. Gdy na parkiecie niezwykle rzadko były więcej niż trzy pary, w zasadzie każdy mógł sobie tańczyć, jak mu w duszy grało. Wraz ze wzrostem liczby par trzeba się nauczyć reguł wspólnego tańczenia. Te reguły nie zostały wymyślone po to, żeby ludziom utrudnić tańczenie. Wręcz przeciwnie! — wymyślono je po to, żeby wspólne tańczenie większej liczby par było w ogóle możliwe i dawało jak najwięcej satysfakcji.

Jakie są te reguły? W zasadzie jest to kilka prostych zasad:
  • tańczymy po okręgu, w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara,
  • staramy się tańczyć jak najbardziej na zewnątrz — dzięki temu okrąg jest możliwie największy i najwięcej par się w nim zmieści,
  • nie ścinamy zakrętów — staramy się wykorzystać narożniki sali; ścinając zakręty nie wykorzystujemy 1/4 części parkietu!
  • rozpoczynając taniec partnerzy sprawdzają odległość do następnej pary i w trakcie tańca starają się utrzymać mniej więcej taką samą odległość,
  • staramy się nie wyprzedzać poprzedzającej pary; jeżeli koniecznie musimy ich ominąć, to robimy to zawsze z lewej strony (z punktu widzenia partnera), bo prawą stronę partnerowi zasłania głowa partnerki i istnieje duże ryzyko kolizji,
  • początkujący, nie czujący się jeszcze na siłach przestrzegać powyższych kilku prostych reguł, starają się tańczyć na środku sali; w ten sposób nie przeszkadzają tancerzom tańczącym na zewnątrz.
Bardziej zaawansowane partnerki często tańczą z zamkniętymi oczami. Jako partner staram się chronić swoją partnerkę przed kolizjami. To jest jedna z moich ról w tańcu! Obecnie coraz częściej boję się zrobić krok, bo często przed nami pojawiająca się nagle znikąd inna para lub, co gorsza, tańcząca wręcz pod prąd.

Jestem przekonany, że wiele osób nie stosuje się do tych zasad, bo po prostu nie wie, że w tańcu też obowiązuje savoir-vivre, i że zasady te dotyczą nie tylko czystego ubrania oraz kąpieli przed imprezą, ale również zachowania się na parkiecie podczas tańczenia.

W Internecie można znaleźć wiele rad, jak zachowywać się na parkiecie. Jeden z doskonałych tekstów na ten temat został opublikowany na stronie internetowej naszych dobrych znajomych, Kasi i Mateusza, artykuł o milongowym kodeksie.

Ludziom kulturalnym nie wypada nie znać zasad savoir-vivre! Nie przestrzegając go okazujesz lekceważenie pozostałym osobom na parkiecie.

Grzegorz Skoczylas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz